czwartek, 25 kwietnia 2013

Bałtowskie Bezdroża

No trochę mnie tu nie było...Jakoś strasznie szybko czas leci.
Co mogę powiedzieć o Bałtowskich Bezdrożach? Wracamy na jesień. Nie ma innej opcji. Genialne trasy, świetne tereny, duuużo błota i wody. Wodery się przydały bardzo w wodzie sporo powyżej pasa. To brodzenie w stawie (?) było najlepszym momentem rajdu dla mnie.
Oczywiście, żeby nie było zbyt kolorowo, Toyotes nie chciała palić pomimo pełnego ładowania.Straciliśmy mnóstwo nerwów, ale udało się...Zaczęło się od prologu na terenach po wyrobiskach jak na moje oko. Szybkościówek nie lubię,więc nie będę się rozpisywać. Niestety parogodzinne czekanie zupełnie wybiło mnie z rajdowego nastroju. Załóżmy, że koniec prologu. Teraz zaczyna się punktowany powrót do bazy, tzn. jedziemy wg. roadbooka i podbijamy pkp-y. Pieczątki nie były trudne, za to tereny świetne. Naprawdę mają tam ładnie.
Drugi dzień to jazda wg. roadbooka, pkp-y i oes-y. Od razu na wstępie zaczęły się korki na trasie, więc nasza ekipa odpuszczała, żeby nie czekać, za co ich prawdopodobnie kiedyś zabiję. Nie będę się rozpisywać. Wyciągarka chodziła cały czas prawie, bo większości pieczątek nie dało się zrobić na kołach.
O dziwo! Pierwszy rajd, na którym nie brakło nam prądu -_-Nie ma to jak żelówa.
Mój ulubiony punkt rajdu to 'Boguczyzna', bo tak samo ja, jak i Toyotes lubimy pływać. Tylko kierowcy się nie podobało. Tak więc ToyToy bawił się w amfibię, a ja łaziłam w wodzie po biust haha. Może trochę urośnie po takiej kuracji. Wodery jak najbardziej się sprawdziły. Pogoda była genialna, więc humor też jak najbardziej. Tylko niestety odpuszczanie pkpów i oesów nie poskutkowało zbyt dobrym miejscem...Za to się kiedyś zemszczę. Ale to i tak były najlepsze urodziny w moim życiu :)

P.S. Nie mam naszych zdjęć z trasy....




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz