środa, 19 października 2011

I love you sooo much, Stasiu.

Od czwartku dużo się działo, ale nie miałam czasu, żeby na świeżo o tym pisać.
W piątek spałam do południa, potem się obijałam w piżamie, zdążyłam tylko ogarnąć szafy i pokój...Sukces.
Sobotę opiszę, kiedy dodam zdjęcia. Hahaha Kajene, pamiętasz? Ryp reją w ryj.
W niedzielę po kościele, poszłyśmy ze Stasiem na dłuuugi spacer, no i jakoś tak przypadkiem, znalazłyśmy się w lesie...Pomijając powody, dla których tam poszłyśmy, wyszłyśmy w zupełnie innym miejscu niż planowałyśmy, więc jako doświadczone i zaradne osoby, poszłyśmy przed siebie. Niestety droga przebiegała trochę nie po naszej myśli...Ekhm.
Stasiu, jaka jest Twoja ulubiona liczba? ;p
Stwierdziłyśmy, że chcemy mieć dziecko, no ale głupek się uparł, że ja miałabym go nosić -_- No way. Józiu może ;p
Pootem byłyśmy u cioci (ale byłam gruba, jako dziecko !->stare albumy), pootem u babci Pati('Jaka jest Twoja ulubiona liczba?-69.- O fuck, domyślił się.), a potem musiałyśmy się pożegnać : ( Moje biedne kochanie.
Dzisiaj też było ciekawie. Nawet bardzo mogę powiedzieć. Muszę się ogarnąć, bo znowu coś mi się zaczyna dziać z głową ; )
Dobra. Pasuje mi się pouczyć i poćwiczyć do muzycznej bo do tej pory czas marnowałam na taniec...
Piękne. Czemu? Nie wiem.

<33

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz